Czasami jednak obserwuję w swoim lekarskim gabinecie dramatyczne sceny, gdy "nad życie kochane " ( czytaj traktowane jak bezrozumna lalka) dziecko, zanim odpowie na najprostsze pytanie , zawisa pytająco wzrokiem na twarzy matki. Jeszcze częściej wchodzi (wkracza?) mamusia z prawie dorosłym synem , a na moje słowa co ci dolega chłopcze słyszę jej cienki głos: "Doktorze, jak on miał dwa miesiące, to dostał antybiotyk , zrobił zieloną kupkę i odtąd wciąż choruje" ... Kiedy próbuję "wyłączyć" potok podobnych "faktów" i dotrzeć do aktualnych dolegliwości mniejszego, chorego człowieka - JEJ zdumienie nie ma granic! Jak to, przecież to ONA wybrała znanego lekarza, ONA płaci, ONA wie lepiej co dolega JEJ ukochanemu dziecku. A troszkę wyrośnięty (nie wiadomo kiedy- wie Pani ) Krzyś czy Piotruś to w gruncie rzeczy niemowlę, które ktoś brzydki i obcy chce wziąć do wojska , ożenić lub... trafniej leczyć! Najgorzej jest , gdy np. 13to-latek wraz z NIĄ połyka tabletki na bóle głowy; pije zioła na nerki , stosuje wątrobową dietę itp. Przerwanie takiego błędnego partnerstwa bywa szalenie trudne. Źle także , gdy groźna w swym zakochaniu matka zmienia rodzaj lub dawkę przepisanych preparatów lub na własnym dziecku wypróbowuje pseudo- leki , o których usłyszała ...od sąsiadki. Pomyślcie drogie Mamusie, czy na takie eksperymenty nie powinna wydawać zgody Komisja Etyki ? Albo raczej NIE wydawać? Taka postawa bywa też udziałem niektórych Pleno Titulo Pań i Panów Doktorów . Jakby wiedzieli najlepiej czego na pewno nie wolno , a czego naprawdę potrzeba wszystkim dzieciom świata.
A może bądźmy wszyscy nieco bardziej partnerscy w tej najpiękniejszej miłości do i od dziecka ? Także tego dziecka w nas ?